Dziadek
byl zolnierzem podczas wojny bolszewickiej w 1920 roku.Byl w niewoli, z
ktorej wrocil 1921 roku. Za udzial w wojnie, w ramachprzeprowadzenia
podzialu gruntow przez panstwo, otrzymal 5 hektrow ziemi isiedlisko, na
ktorym wybudowal dom.
Zamieszkal tam z babcia, z ciocia Marysia i ciocia Stasia.
Dziadek
bardzo chcial miec syna, dopiero siodmym dzieckiem bylukochany syn i
nastepny dopiero Olus. Po nim byla Terenia. Byl jeszcze jakischlopiec,
ale kiedy?, tatus nie wiedzial.
Zreszta i ciocia Marysia nie mowila nic o tym dziecku.
Przed wyjazdem ciocia Stasia wyszla za maz i zaszla w ciaze.
Bylo ich wszystkich 12 osob.
Co sie stalo z mezem cioci Stasi nie wiemy. Wiemy jedynie, ze zaciagnal sie dowojska i zginal.
Zastanawiamy
sie kiedy zaciagnal sie do wojska. Pozniej zginal nawojnie. Zmarlo
rowniez cioci Stasi dziecko, gdzie tez nie wiemy.
10 lutego 1940 roku o godzinie trzeciej nad ranem rozleglo siewalenie do drzwi.
Dziadek
otworzyl i zobaczyl w drzwiach trzech sowieckich zolnierzy celujacych
wniego z karabinu. Wdarli sie do mieszkania, narobili strasznego halasu i
kazalisie wszystkim ubierac i wychodzic na zewnatrz. W tym czasie
prowadzili rewizjew domu, w stodole i w oborze.
Dzieci
bardzo plakaly, pies ujadal na obcych, halas na cala wies.Nie pozwalali
niczego zabierac. Uspakajali dziadkow, ze musza ich stad zabracna
krotki czas, po kilku dniach wszyscy na pewno wroca do domu. Oczywiscie
niepowiedzieli, gdzie ich zabieraja. Obiecywali, ze sie wszystkim zajma
izaopiekuja.
Babcia
jednak jak to matka zabrala dwie pierzyny i do srodkaschowala swiezo
upieczone 4 bochenki chleba. Kazala dziewczynom zabrac kilkaubran.
Kiedys
nie bylo lodowek, jedzenie trzymali poza domem w piwnicy,dlatego nie
zabrali innego jedzenia, a sowieci nie pozwolili wyjsc z domu.Nawet
dzieciom nie pozwolili wyjsc na siusiu, pilnowali, zeby nikt nie uciekl.
Zolnierze sowieccy zaskoczeni byli tak duza rodzina, niepomiescili wszystkich na saniach, ktorymi przyjechali.
Posadzili
najmlodsze dzieciaki i bagaze na sanie, a dziadki, dwienajstarsze
siostry, szwagier cioci Stasi maz i na koncu zolnierz szli przezcala
wies do szkoly.
Byl srodek zimy, duzo sniegu i mroz -30 stopni C.
Tam bylo juz 7 rodzin, oni byli 8 rodzina. W sumie 62 osoby.
O
swicie zaladowali wszystkich na sanie i zawiezli na stacjekolejowa do
Lomzy. Tam czekaly na nich bydlece wagony. W wielu wagonach bylijuz
ludzie, ktorych przywieziono dzien wczesniej. Te wagony z zewnatrz
bylyzamkniete i byly pilnowane prze sowietow z kazdej strony, zeby nikt
ne uciekl.Oczywiscie w srodku nie bylo zadnych piecy do ogrzewania.
Tatus pisal, ze jak zajechali zaladowano wszystkich do jednegowagonu.
Wpychano
ich ile sie dalo. Zamknieto ich wagon bez dostepu swiezego
powietrza,jedynie w podlodze byl maly otwor, jako ubikacja. Stali do
poznej nocy,malenkie dzieci bez jedzenia i picia. Dzieki bogu babcia
wziela ten chleb, no ipierzyny, ktore pomogly skryc sie przed mrozem.
W nocy pociag ruszyl.
Dalszy ciag pamietnika
============
Pociag ruszyl na wschod. Zatrzymywal sie tylko, aby do taboru dolaczyc nastepne wagony wypelnione ludzmi z innych miejscowosci.
Po kilku dniach podrozy znalezli sie na dawnej granicy polsko-rosyjkiej.
Tam nastapila przesiadka do wagonow rosyjskich.
Znowu pociag ruszyl, jednak teraz na polnoc.
Warunki
staly sie jeszcze gorsze. Ludzie zostali bez zywnosci i wody. Wszelkie
zapasy, ktore udalo sie zabrac z domow, wykorzystali. Najgorzej
odczuwaly to dzieci i starcy.
Przez malenkie okienka wagonu udawalo
sie przepychac male naczynie przywiazane do sznurka, zeby zlapac troche
sniegu. Po roztopieniu sniegu, zwlaszcza dzieci, mogly odrobine
zaspokoic pragnienie.
To bylo jedyne zrodlo wody dla wszystkich.
Czasami pociag zatrzymywal sie.
Wowczas rozdawano troche goracej wody.
Dostawali
zupe, nazywali ja “wodzianka”. Ta wodzianka to czerstwy chleb zalany
goraca woda, a do tego na kazda osobe przypadala jeszcze jedna kromka
starego chleba.
Poo krotkim postoju znowu zaladowano wszyskich ludzi,
pozamykano wagony i tabor kotynuowal daleka podroz na polnoc, na
Syberie, przez Wologole, Naudoma – Archangielsk.
Podczas jazdy od
czasu do czasu pociag zatrzymywal sie, odczepiano po kilka wagonow i
rozmieszczano ludzi po roznych “posiolkach “- osadach (obozach).
Po dwoch tygodniach jazdy pociag zatrzymal sie i kazano wszystkim wysiadac.
Podroz
pociagiem naszej rodziny zakonczyla sie w gminie Soluga, rejon Naudoma,
przystanek kolejowy Buraczycha, obwod Archangielsk.
Matki, ojcowie i starsze rodzenstwo niesli mniejsze dzieci i bagaze, ktore zabrali ze soba.
Starsi
ludzi zdani tylko na wlasne sily, pomagali sobie wzajemnie wspierajac
sie i pomagajac sobie. Probowali dotrzymac kroku pozostalym, jednak
wielu z nich nie dawalo rady.
Zolnierze sowieccy ponaglali, bili kolbami karabinow, wrzeszczeli, zeby ci starcy nie opozniali marszu reszty ludzi.
Wielu z nich bez sil, chorzy, wyglodniali pozostawali w pryzmach sniegu i tam oczekiwali na smierc.
Ogromna ilosc ludzi doszla wreszcie do miejsca postoju.
Byla to bocznica kolejowa, przy ktorej rozmieszczono obozy pracy odlegle od siebie o kilka kilometrow.
W obozie Nr. 5 zostalo wiele rodzin, miedzy innymi rodzina Zukowskich.
Wszystkich spedzono do wielkiego baraku, w ktorym nie bylo ubikacji, ogrzewania, a na zewnatrz panowala bardzo sroga zima.
To byka pierwsza noc na Syberii.
Rano, nastepnego dnia, nastapil podzial przybylych do roznych mniejszych obozow pracy.
Ciocia Stasia z mezem zostala przydzielona do cegielni, natomiast reszta rodziny do obozu Soluga, do pracy przy wyrebie lasu.
Innych umieszczono w obozie Nr. 17, gdzie znajdowal sie tartak.
Obozy wspolpracowaly ze soba.
Ci
co pracowali w tajdze przy wyrebie dostarczali wyciete drzewa do
tartaku. Tam robiono podklady kolejowe i transportowano pociagami na
budowe innych linii kolejowych.
Ludzie ciezko pracowali, brakowalo wszystkiego.
Babcia czesto chorowala.
Miala ciagle bole z prawej strony brzucha – watroba,woreczek zolciowy.
Nie miala pokarmu, aby nakarmic malenka Tereske. Dziecko bardzo cierpialo, zmarlo z glodu w maju 1940. Miala tylko 9 miesiecy.
Tatus – 4 lata i Ryszard – 7 lat chodzili do Jasni (to byl pewien rodzaj przedszkola).
Zosia i Anielka (10 i 11 lat) chodzily do rosyjskich komendantow pilnowac ich dzieci.
Halina i Marysia pracowaly w lesie przy wyrebie. Powozily koniem i sciagaly wyciete drzewa do tartaku.
Dziadzius z Gienia pracowali w stajni, gdzie mieli pod opieka 60 koni pracujacych w Tajdze.
Tatus
po przedszkolu pasl kozy, kradl mleko dla malenkiej Tereni. Nieraz
zlapany dostal straszne lanie, z sinymi nogami wracal do domu. Dzieci
ciezko pracowaly a nagradzane byly biciem przez pracodawcow, brakiem
jedzenia.
W tajdze dzien jest bardzo krotki, wiekszosc ludzi
(dzieci i dorosli), na skutek niedozywienia chorowali na tzw. kurza
slepote. Jak tylko zapadal zmierzch Olus i Ryszard biegli po Gienie i
dziadziusia, zeby ich przyprowadzic do domu, bo byli wieczorem
calkowicie niewidomi.
O swicie rowniez te dzieciaki odprowadzaly ich
do pracy. Dziewczyny tez mialy problem, lecz jakos wszyscy musieli
dotrzec do pracy i z niej wrocic. Wzajemnie wszyscy sobie pomagali.
Mieszkali
w baraku, w ktorym bylo osiem pomieszczen. Dla kazdej rodziny
prrzydzielono jedno pomieszczenie, wyposazone w piec z cegly i prycze do
spania.
Na poczatku sierpnia 1941 roku, przyjazny polakom, ruski
maszynista parowozu, przywiozl do obozu wiadomosc o zawarciu umowy,
miedzy rzadem Polskim w Londynie a Zwiazkiem Radzieckim, o amnestii dla
Polakow jako zeslancow na Syberii.
Jak sie okazalo 30 lipca 1941 roku
w Londynie zostal podpisany Uklad Sikorski – Majski, ktory przewidywal
przywrocenie stosunkow dyplomatycznych miedzy Polska a Zwiazkiem
Radziecki. Uklad przewidywal miedzy innymi utworzenie armii polskiej w
Zwiazku Radzieckim pod dowodztwem generala Wladyslawa Andersa.
Ulad
zostal podpisany przez premiera rzadu Polski na uchodzctwie generala
Wladyslawa Sikorskiego a ambasadorem Zwiazku Radzieckiego w Londynie
Iwanem Majskim.
Dodatkowo rzad Zwiazku Radzieckiego zagwarantowal
amnestie dla Obywateli polskich przebywajacych przymusowo – jako
zeskancy – na terenach Syberii.
1 sierpnia1941 roku Naczelny Wodz general Sikorski powierzyl dowodzenie armia Wladyslawowi Andersowi.
14 sierpnia 1941 roku podpisani umowe wojskowa, ktora dala podstwe do
rozpoczecia formowani Armii Polskiej w Zwiazku Radzieckim.
Ze
wszystkich rejonow Syberii przybywali zeslancy z rodzinami do polskich
obozow wojskowych, ktore tworzyly sie na poludniu Zwiazku Radzieckiego.
Cala nasza rodzina, podobnie jak inni, wsiedli do podstawionych pociagow. Rosjanie utrudniali wszelkimi sposobami podroz.
Przetaczali wagony na bocznice, dopinali wagony do innych skladow.
Kombinowali,
zeby tylko opoznic wyjazd. I tak wagony z zaladowanymi ludzmi staly
kilka dni. Az dolaczono ich sklad do pociagu jadacego na poludnie.
Od czasu do czasu pociag zatrzymywal sie w polu.
Ludzie otrzymywali informacje, ze postoj bedzie trwal okolo 2 godzin.
Starszenstwo
wysiadalo w poszukiwaniu jedzenia, czy tez rozpalali ogniska, zeby moc
zagrzac wode. Radosne chwili przerywalo nagle ruszenie pociagu, bez
ostrzezenia pociag zaczak jechac, a ludzie wskakiwali w biegu.
Ci co nie zdazyli docierali na miejsce po 5-7 dniach innym skladem pociagu.
Dziadzius z dwoma siostrami tez zostal i odnalazl rodzine po 6 dniach.
Podczas
jazdy na polach widzieli stosy arbuzow i sterty slonecznikow. Czasami
maszynista laskawie zatrzymal pociag w poblizu plantacji i pozwolil
rodzinom zabrac troche jedzenia.
Dojechali do rzeki Amu – Darii. Kazano im przesiasc sie na barki.
Plyneli
kilka dni. Zawineli do portu rzecznego, gdzie przesadzono ich na wozy
dwukolowe, zwane “arbami”. Zostali przewiezieni do kolchozu o nazwie
Lenir.
Okazalo sie na miejscu, ze nasi sa jedyna rodzina z Polski.
Bez
wzgledu na wiek wszyscy pracowali przy zbiorze bawelny. Za prace
otrzymywali troche jedzenia, kasze albo placki pieczone na piecu.
Mogli odrobine nabrac sil, dzieci nie plakaly z glodu.
Wkrotce dziadek zglosil sie do wojska, do Armii Polskiej w Guzar.
Na
poczatku czerwca 1942 roku jako rodzina wojskowa otrzymli specjalna
przepustke na wyjazd do Kermine w Uzbekistanie.(od 1958 roku nosi nazwe
Nawoi).
Tam spotkali dziadziusia.
Koczowali pod golym niebem w poblizu dworca kolejowego. Panowal straszny upal.
Po drugiej stronie ulicy byl szpital skad brali wode.
Za szpitalem byl kanal wodny, gdzie stacjonawala jednostka wojskowa pod namiotami.
Dzieci
i dorosli chorowali na rozne choroby, wiekszosc na tak zwana “kurza
slepote”, jak zapadal zmrok i o œwicie czlowiek przestawal widziec,
zalezny byl od innych.
W tajdze dzien jest krotki, wiec rodziny raniutko zaprowadzaly swoich i sprowadzaly wieczorem do domu po pracy.
W baraku, ktory byl ich domem, bylo osiem pomieszczen i mieszkalo osiem rodzin.
W pomieszczeniu znajdowal sie piec z cegly, natomiast do spania byly prycze tak zwane lozka polowe.
Na poczatku sierpnia 1941 roku ruski maszynista parowozu, ktory lubil polakow, przywiozl dobra wiadomosc.
Rzad Polski w Londynie zawarl umowe ze Zwiazkiem Radzieckim o amnesti dla Polakow przebywajacych na Syberii jako zeslancy.
Jak
sie okazalo 30 lipca 1941 roku w Londynie zostal podpisany Uklad
Sikorski – Majski, ktory przewidywal przywrocenie stosunkow
miedzynarodowych miedzy Polska a Zwiazkiem Radzieckim.
Uklad przewidywal miedzy innymi utworzenie Armii Polskiej w Zwiazku Radzieckim pod dowodztwem – generala Wladyslawa Andersa.
Uklad
zostal podpisany przez premiera rzadu Polski na uchodzctwie, generala
Wladyslawa Sikorskiego, a Zwiazek Radziecki reprezentowal ambasador w
Londynie Iwan Majski.
Dodatkowo rzad Zwiazku Radzieckiego zagwarantowal amnestie dla Polakow przebywajacych przymusowo na Syberii jako zeslancy.
Tak jak nasza rodzina.
11 sierpnia 1941 roku Naczelny Wodz General Sikorski powierzyl dowodztwo nad armia Generalowi Wladyslawowi Andersowi.
14
sierpnia 1941 roku podpisano umowe wojskowa, ktora dawala podstawe do
rozpoczecia formowania Armii Polskiej w Zwiazku Radzieckim.
Na
poludniu Zwiazku Radzieckiego powstawaly polskie obozy wojskowe. Po
dostarczeniu tej wiadomosci, wszyscy zeslancy z rodzinami, ze wszystkich
rejonow Syberi kierowali sie do tych obozow.
Nasza rodzina podobnie jak inni, z ogromnymi problemami, ruszyla w droge.
Rosjanie jak tylko mogli utrudniali podroz.
Zatrzymywali
pociag, zeby dopiac wagon do innego pociagu, trwalo to bardzo dlugo lub
odstawiali sklad pociagu na bocznice, gdzie stali nawet kilka dni.
W koncu dopieto wagon, do wlasciwego pociagu i ruszyli na poludnie.
Od
czasu do czasu pociag zatrzymywal sie w polu i mowiono, ze sklad bedzie
stal 2 godziny. Dorosli wysiadali w poszukiwaniu jedzenia albo
rozpalali ogniska, zeby cos ugotowac.
Jednak po krotkim czasie, bez ostrzezenia, pociag ruszyl.
Niektorzy
zdazyli wskoczyc w biegu, inni zostali na lasce losu. Po 5-7 dniach
dojechali innymi pociagami i poszukiwali swoich rodzin.
Dziadek z dwoma dziewczynami (siostrami) nie zdazyl wskoczyc do ruszajacego pociagu, odnalezli rodzine po 6 dniach.
Droga byla dluga, bez jedzenia w strasznych warunkach.
Pociag
zatrzymywal sie przy plantacji slonecznikow, czy stosow arbuzow i
pozwalal ludziom zabrac ile mogli udzwignac, zeby nakarmic rodzine.
Po dlugiej podrozy dojechali do rzeki Amu – Darii, tam zaladawano ich na takie plaskie plywajace platformy, barki.
Plyneli kilka dni. Doplyneli do portu rzecznego, gdzie ulokowano ich na dwukolowych wozach zwanych ” arbami”.
Zawiezli
ich do kolchozu o nazwie Lenir. Okazalo sie, ze byli jedyna polska
rodzina. Tam pracowali wszyscy, bez wzgledu na wiek, przy zbiorze
bawelny.
Tutaj bylo lepiej, bo za prace placono jedzeniem: troche kaszy lub pieczone plackim na piecu.
W krotkim czasie dziadek zglosil sie do Armii Polskiej w Guzar.
W
1942 roku na poczatku czerwca jako rodzina wojskowa otrzymali specjalna
przepustke na wyjazd do Kermine w Uzbekistanie. od 1958 nosi nazwe
Nawoi.
Tam spotkali dziadka.
Koczowali w poblizu dworca kolejowego pod golym niebem.
Panowal straszny upal.
Po drugiej stronie ulicy byl szpital, gdzie mozna bylo czerpac wode.
Za kanalem wodnym, za szpitalem stacjonowala jednostka wojskowa pod namiotami.
Tatus z Ryszardem biegali tam po zupe dla siebie i chorej babci.
Reszta
rodzenstwa wstapila do organizacji przy wojsku, starsze siostry
wstapily do pomocnicze sluzby wojskowej kobiet “Pestki”, mlodsze do ”
Junaczek”.
Szly razem z wojskiem a maluchy zostaly z babcia. Gdy
babcia czula sie coraz gorzej, poprostu bardzo zle, zdecydowala oddac
chlopakow do sierocinca.
Znowu znalezli sie w kolchozie. W krotkim czasie babcia zmarla, zostala pochowana w pojedynczym grobie przez dziadka.
Wiekszosc ludzi chowano w grobach zbiorowych poniewaz nie bylo trumien.
Po pewnym czasie ruszyly transporty z ludnoscia cywilna przez Taszkent, Samarkande, Aszchabad, do Krasnowodzka.
Rodzice lub krewni zabierali dzieci z sierocinca. Zostalo kilkanascioro dzieciakow po ktore nikt sie nie zglosil.
Starsze dzieci probowaly uciekac ale kolchoznicy dobrze ich pilnowali i kazda ucieczka konczyla sie fiaskiem.
Dzieci
byly przerazone, plakaly, zostaly same bez rodzin. Karmiono ich raz
dziennie otrebami z woda jak prosiaki. Baly sie, ze nikt o nich nie
pamieta i nikt nie wie, ze sa w obozie polskie dzieci.
Stal sie cud.
Przyjechal piekny samochod, z ktorego wysiadly 3 osoby elegancko ubrane.
Wsrod nich byla piekna pani, w dlugiej bardzo ladnej sukni – to byla Hanka Ordonowna.
Spotkala
sie z przewodniczacym kolchozu. Po rozmowie piekna pani obiecala, ze
nastepnego dnia wszystkie dzieci zostana zabrane z sierocinca. I tak sie
stalo.
Zostali przewiezieni do portu w Krasnowodzku, skad okretami
plyneli do Persji, obecnie Iran, do portu w Pahlewi. polaczono wiele
sierocincow z roznych stron.
Po kwarantannie, przewieziono
sierociniec, okolo kilkuset dzieci, do Teheranu, a nastepnie do Ahwazu.
Tam zorganizowano oboz dla uchodzcow polskich ze Zwiazku Radzieckiego.
Oboz mial charakter przejsciowy.
Poczas drogi duzo dzieci zmarlo, poniewaz dostalo nagle duzo jedzenia i popekaly im zoladki.
Z Ahwazu przewieziono sierociniec do Karaczu w Indiach – obecnie Pakistan, to byl koniec lata 1942 roku.
Pozniej do Bombaju.
Tam czekal statek pasazerski wypelniony kobietami z dziecmi, starcami i innymi sierocincami, kilkaset dzieci bez rodzicow.
Statek byl eskortowany przez okrety wojskowe. I tak dotarli do portu w Mombasie w Afryce Wschodniej.
Z Mombasy koleja przez Nairobi przewieziono ich do Ugandy, w poblize stolicy Ugandy, Kampala
Ze stacji kolejowej samochodami ciezarowymi (lorami) przewieziono do portu rzecznego Jinja nad rzeka Nil.
Tam statkami rzecznymi po Nilu plyneli do jeziora Kiogo.
Z
tego malenkiego portu samochodami – lorami, wieziono przez dzungle,
gliniasta droga, do osiedla Masindi, polozonego miedzy jeziorami Kiogo i
Alberta.
To osiedle bylo w poblizu rezerwatu Bunioro Forest
odalonego o 160 mil od stolicy Ugandy, a powstalo w 1942 roku pod koniec
wrzesnia.
Powstal tu sierociniec i tam znalazl sie tatus i Ryszard.
Na szczescie sladem sierocincow szly organizacje kobiece Pestki i Junaczki. W krotkim czasie chlopcy byli znowu z siostrami.
Zycie
w osiedlu narodzilo sie od nowa. Powstawaly szkoly podstawowe, gimnazja
i licea, szpitale. Wszystko sie normowalo jak w nowym miasteczku.
Budowano kosciol.
W 1943 chlopaki zaczeli chodzic do szkoly podstawowej. Zosia i Anielka do starszych klas, Marysia zajmowala sie domem.
Na przelomie 1947/1948 roku rozpoczela sie likwidacja obozu.
Ludzie wyjezdzali.
Calkowita likwidacja nastapila w 1949 roku.
Nasza rodzina postanowila wyjechac w pierwszej polowie 1948 roku. Tatus do szkoly chodzil do 2 marca 1948, mamy zaswiadczenie.
Ludzie z obozu w Masindi mogli wyjechac do Australii, Kanady lub Polski.
Rodziny zolnierzy walczacych w Armii Andersa, tak jak dziadek, mogli wybrac Anglie, a ramach laczenia rodzin.
Stasia i Genia wybraly wlasnie wyspy, Anglie, Halina z mezem Jankiem Lisowcem wyjechala do Francji, w kwietniu.
Marysia
natomiast namawiana przez ojca, ktory byl juz w Polsce, wrocila do
Polski. Zabrala ze soba Olesia i Ryszarda. Pojechala z nia rowniez
Zosia.
Miala rowniez jechac Anielka, jednak chorowala, a stan zdrowia
sie bardzo pogorszyl. W krotkim czasie zmarla, bo 10 maja 1948 roku.
I tak rodzina wrocila do Polski, a starsze siostry rozjechaly sie po swiecie.